Z Aleksandrą Pardą, szczęśliwą żoną i mamą szóstki dzieci rozmawia Anna Bosak.
W dzisiejszych czasach coraz częściej można usłyszeć, że macierzyństwo ogranicza kobietę, odbiera jej możliwość zaspokajania swoich potrzeb, rozwoju kariery zawodowej. Ty zdecydowałaś się świadomie na rezygnację na dłuższy czas z pracy poza domem. Jak się z tym czujesz, czy masz poczucie jakieś straty w tym? Jak to wpłynęło na Ciebie i Twoją rodzinę?
Jestem mamą od 14 lat i przez ten czas funkcjonowałam w różnych układach. Mam doświadczenie zarówno macierzyństwa, któremu towarzyszyła praca zawodowa w formie elastycznej, macierzyństwa, któremu towarzyszyła praca zawodowa na etacie, jak i macierzyństwa, któremu nie towarzyszyła praca zawodowa. Mając czwórkę dzieci zdecydowałam się na pracę na etacie, co początkowo dawało mi bardzo dużo satysfakcji, jednak w miarę upływu czasu i wzrostu moich zakresów odpowiedzialności było bardzo trudne do połączenia z pracą dla mojej rodziny. Byłam do tej pracy dobrze przygotowana – i muszę przyznać, że zostałam zatrudniona w dużej mierze dzięki kompetencjom, które nabyłam przez poprzednie 6 lat pracy w domu. Jednak w moim przypadku łączenie tych dwóch ról było ciągłą walką – z czasem, stresem, wyborami. Po 2 latach takiego funkcjonowania czułam się przeciążona, nigdzie nie czułam się na 100%. W moich priorytetach życiowych rodzina stoi zdecydowanie wyżej niż praca zawodowa, w związku z tym wybór był dość oczywisty. Zdecydowałam się zrezygnować z pracy w tej formie, później urodziła się jeszcze dwójka naszych dzieci i obecnie jestem mamą pracującą w domu i nie planującą momentu powrotu do pracy zawodowej.
Ta decyzja jest bardzo spójna z tym, czego chcę dla mojej rodziny. Nie chcę, by moje dzieci miały przemęczoną, półobecną mamę, która stale za czymś goni. Mam obecnie czas na zadbanie o dom, rodzinę, zdrowie, żywienie, porządek, atmosferę w domu przy jednoczesnym czasie dla siebie – uprawiam sport, angażuję się w różne inicjatywy społeczne, zaczęłam studium w interesującym mnie obszarze. Rozwijam się stale, bez względu na aktywność zawodową, więc nie łączę tego z tym wyborem, ale z potrzebami. Mam bardzo silne przekonanie, że moja decyzja jest dobra i mi służy. Jedynie przekaz zewnętrzny, który dostaję odnośnie mojej decyzji, bywa trudny.
A czy nie myślałaś o tym, żeby wcześniej wrócić do pracy korzystając ze żłobka albo opiekunki? Niektórzy twierdzą, że dla dziecka jest to nawet korzystniejsze, bo więcej się uczą, opiekunka całą uwagę skupia na dziecku, a w żłobku dodatkowo ma kontakt z innymi dziećmi i szybciej się dzięki temu rozwija.
Moje dzieci korzystają z placówek, jednak nie trafiają tam po 1 roku życia. Decyzję o tym opieram na dojrzałości dziecka i moich potrzebach w tym, cenię tę elastyczność i brak „przymusu”. Obecnie wszystkie moje dzieci są w placówkach, jednak – jak to z maluchami bywa – młodsze spędzają sporo czasu w domu przez choroby. Jest to zupełnie naturalne na początku drogi edukacyjnej i cieszę się, że mam przestrzeń na towarzyszenie im w tym, bez niepotrzebnego napięcia i stresu związanych z tak nieprzewidywalnymi sytuacjami. Wykorzystuję czas chorób na wspólne aktywności, czas 1:1. Moje dzieci bardzo korzystają z dobrze dobranych placówek, ale uważam, że to dom jest bazą, tym, co daje nam najwięcej zasobów na całe życie.
Dla wielu kobiet jedno albo dwójka dzieci to już jest duże wyzwanie. Słysząc „szóstka dzieci” powiedziałoby z pewnością „nie wyobrażam sobie jak można ogarnąć taką gromadę”. Jak wygląda Twoja codzienność, ilość pracy?
Moja codzienność jest bardzo intensywna 🙂 Wynika to nie tylko z wielkości rodziny, ale też z mojego temperamentu, jestem osoba bardzo aktywną. Szóstka dzieci wymaga dobrej organizacji czasu i szukania swoich niestandardowych rozwiązań. Mam je wypracowane, uważam to za bardzo ważną umiejętność, którą wypracowałam dzięki wymogom sytuacji. Pracy jest sporo, jednak nie przyrasta ona proporcjonalnie do liczby dzieci. Nadal mam tyle samo posiłków do ugotowania, tylko, że większe. Stół po posiłku trzeba umyć, jest tylko trochę większy. Trzeba zrobić zakupy, tylko więcej kupić na raz. W naszym domu każdy ma swoje obowiązki, również dzieci, to element nauki odpowiedzialności i umiejętności prac domowych, w który chcę je zaopatrzyć. No i nie mam na raz 6 maluchów. Dzieci mają swoje relacje, są ze sobą, naturalnie się wspierają i chcą spędzać razem czas. Nie wszystko jest wyłącznie moją odpowiedzialnością – jesteśmy jako rodzina systemem. To naprawdę może świetnie działać!
Zdarza się, że rodzice jednego albo dwójki dzieci mówią, że nie chcą mieć więcej dzieci, bo nie będą w stanie zaspokoić ich potrzeb, czasu indywidualnego dla każdego dziecka. Czy według Ciebie dzieci faktycznie są stratne na tym jak jest ich w domu więcej?
Zacznijmy od tego, że nigdy w historii rodzice nie mieli tak wysoko postawionej poprzeczki. Nigdy nie wymagano od nas takiego perfekcjonizmu w tak wielu sferach życia jednocześnie. Te normy są nieadekwatne do potrzeb dzieci, rodziny. W dodatku rodzic ma dawać wszystko sam. A przecież jednocześnie słyszymy, że „do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska”. Ta wioska zaś nie była nigdy grupą dorosłych skupionych wokół jednego dziecka, dzieci chowały się razem. I to wspólne chowanie się ma ogromne zalety – przecież na tym opiera się choćby pedagogika Marii Montessori, w której dzieci wymieniają się doświadczeniami, towarzyszą sobie, uczą się od siebie i się ze soba bawią.
W naszej rodzinie spędzamy czas wspólnie, w „podgrupach” oraz indywidualnie z dziećmi. O ten ostatni trzeba zawalczyć, zaplanować, ale też dzieci nie potrzebują ciągłych atrakcji z rodzicem, dużo im daje wspólne pieczenie ciasta, spacer czy rozmowa wieczorem w pokoju. Proste, codzienne czynności. A dzięki dostępności wielu osób mogą wybrać towarzystwo do swoich aktywności.
Co według Ciebie musiałoby by się zmienić w Polsce, żeby kobiety chętniej decydowały się na pierwsze albo kolejne dzieci?
Myślę, że kobietom w Polsce brakuje poczucia bezpieczeństwa. Macierzyństwo ma bardzo niski status, nie jest społecznie doceniane. Młode matki są samotne, nie ma w naszym kraju żadnego systemu wspierania ich ani pomocy w tworzeniu grup wsparcia. Przestrzeń nie jest często dostosowana do potrzeb małych dzieci. Mamy radzić sobie same, ideałem rodziny jest rodzina nuklearna. Dzieci w przestrzeni publicznej są niemile widziane, co jeszcze potęguje poczucie wyobcowania. Brakuje rozwiązań elastycznych na rynku pracy – z pracą zdalną, połową etatu itp. To wszystko powoduje, że macierzyństwo jest sporym wyzwaniem.